Nie było nas kilka dni. Remont starego domu zobowiązuje. Wyjechaliśmy na tygodniowego sylwestra do naszej pustelni. Z założenia miało być cicho i spokojnie. Nowy rok powitaliśmy przy kominku, w ciepłych kapciach, z lampką wina w ręku. Cudownie…

Na blogu pojawiały się wpisy, które wcześniej przygotowałam. Tak jak obiecałam, codziennie coś u mnie znajdziecie. Zajawki pojawiały się na INSTAGRAMIE i na dole strony głównej.

Przez tydzień można sporo zrobić. My zrobiliśmy BARDZO DUŻO!

Stary dom wymaga kapitalnego remontu. Kuchnia, łazienka, salon i jadalnia są prawie skończone. Z przedpokojem czekamy na cieplejsze dni a teraz Pan HAART walczy z drugą częścią domu. To będzie nasza sypialnia. Z wielkim, starym, kaflowym piecem, który powstał tuż po wojnie. Kafle pamiętają ciężkie czasy, są popękane i w wielu odcieniach bieli. Nam to nie przeszkadza, to historia tego domu.

Pan HAART ciężko pracował. Położył elektrykę i płyty kartonowo gipsowe, zamontował kontakty i listwy przypodłogowe. Kilka dni walczył z wyrównaniem powierzchni i malowaniem. Sam wykonuje wszystkie prace, choć nie kończył budowlanki i cały tydzień siedzi za biurkiem. Jestem z niego bardzo dumna i podziwiam odwagę, z jaką podchodzi do tematu. Ten dom nie byłby taki sam gdyby nie jego praca.

Nie mogę się doczekać meblowania sypialni. Mamy dokładny plan, ale jestem pewna, że wszystko w trakcie pozmieniamy. Czeka na mnie wielka trzydrzwiowa szafa, którą uratowaliśmy od zapomnienia. Powstała w latach 50tych na specjalne zamówienie. Jest wielka, ciężka i obdrapana. Muszę ją wyczyścić i pobielić. Chciałabym uzyskać styl vintage. Będzie największym (zaraz po łóżku) meblem sypialni. Mama męża obiecała nam ręcznie robioną, koronkową firankę, która jest w rodzinie od wieków. Mam nadzieję, że będzie pasować, (jeśli nie, to znajdę dla niej inne miejsce). Przygotowałam kilka małych, ręcznie tkanych dywaników. Są dwie białe komody i TV na nudne wieczory.

Kuchnia wzbogaciła się o nowe znalezisko. Metalową tablicę z napisem w stylu vintage. Uwielbiam takie dodatki. Cena 49 zł (TK MAXX).

W kuchni mamy jeszcze kilka rzeczy do wykończenia. Między innymi drewniane drzwi wejściowe. Zaszpachlowałam dziury, położyłam pierwszą warstwę farby. Teraz szlifowanie, malowanie i postarzanie. Nad drzwiami dokleiliśmy starą „górkę meblową”. Pokażę później jak ją przerobiliśmy. Dokupujemy drobiazgi, dodatki. Cieszą nas małe rzeczy. Dzwonek z krową kupiliśmy w Madrycie. Czekał ponad rok na swoje miejsce.

W takiej kuchni aż chce się gotować. Przy okazji pokażę nasze GALARETKI W KRYSZTAŁACH. Pięknie wyglądały w tych małych kieliszkach do koniaku. Z założenia jedna była moja, druga Pana HAART a trzy kolejne Szymona. Efekt – w ciągu dwóch dni Szymon wciągnął wszystkie.

Moim zadaniem było zapewnianie Szymkowi atrakcji i żywienie całej trójki. Znalazłam jednak czas, aby uszyć dwa tipi. Napiszę o tym w oddzielnej notce. Są cudownie pastelowe i delikatne. Tak jak lubię. Bawiłam się dodatkami jak dziecko. Szymek podkradał trójkąciki, które przygotowałam do girlandy. Wkładał do nich klocki i udawał, że to kieszonki.

Miał „dzień dziecka” trwający kilka dni. Luz pełnowymiarowy : ) Obejrzał kilka bajek z domowej filmoteki. Pokochał pełną emocji opowieść „ASTRO BOY”. Ogłaszam zakończenie etapu fascynacji „Zebry z klasą” na rzecz robota TIMO. Gdy zbliżały się sceny porzucenia głównego bohatera wołał „Mamo, usiądź ze mną, chcę się przytulić. Timo jest smutny, wiesz?”. Później chodził jak robot i powtarzał „Gdzie jesteś robociku, gdzie jesteś”.

Przed domem testowaliśmy HELIKOPTER z kamerą. Zabawka dla małych i dużych.

Szymek standardowo zmuszał okoliczne koty do przyjaźni. Wymyślał zabawy w stylu „ułożę wszystkie kamienie na piaskownicy” a potem lepił z ziemi śnieżki (jest zima, więc muszą być śnieżki, nawet bez śniegu). Matka popołudniami prała rękawiczki, aby dziecię miało na następny dzień czyste.

Nie miałam ochoty wracać… To chyba normalne?

Jeszcze dwa dni do weekendu. Będzie dobrze. Przeżyję : )

Hania