Weekendy spędzamy za miastem, w naszym drewnianym domku, na końcu świata. Znajomi przyzwyczaili się naszej nieobecności i planowania spotkań z kilkutygodniowym wyprzedzeniem. Czasem czuję się jak gwiazda filmowa sprawdzając w kalendarzu najbliższy wolny termin.

Warszawa zapewnia wiele atrakcji, szczególnie latem. Drzwi otwierają restauracje, muzea, teatry.  Nawet Janda w OCH TEATR latem wychodzi na ulicę.

HULAKULA dla najmłodszych

Odwiedziliśmy to miejsce na zaproszenie ekorodziców.  Szaleństwo dla najmłodszych w dobrym wydaniu. Duża sala została podzielona na kilka stref. Największa z nich to „małpi gaj”. Duże tunele, sporo zjeżdżalni, obrotowe walce, pajęczyny i wszystko w rozmiarze pozwalającym rodzicom wygłupiać się z maluchami. Druga strefa to piłeczki ze zjeżdżalnią. Przyznaje się – szalałam jak dziecko.

Jest miejsce dla znużonych rodziców z całkowicie niezdrowym menu. Kilka samochodów, jeździków i innych pojazdów. Ogromny plus za kilka regałów z książkami nie tylko dla maluszków.

HIT naszego syna – ekran edukacyjny z systemem zabaw w podobieństwa, kształty, kolory.

PORAŻKA – kable i kontakty na widoku (chyba nie musze rozwijać tematu) i tandetne zabawki na monety. Nie rozumiem, dlaczego sympatyczne miejsce zabaw zagracono takimi przedmiotami. Człowiek płaci 29 zł za wejście i musi jeszcze dopłacać za piłeczki, brzęczące samoloty, trzęsące się samochody.

 

Nasz syn pokochał to miejsce a to jest najlepsza rekomendacja :) Polecam

Śniadanie w JEFFS – porażka maksymalna.

Przypalona jajecznica, tłuste ziemniaki, minimalna ilość masła, grapefruit, który trzy dni temu był świeży. Co się stało? Kelnerka w tempie sprintera próbuje nas namówić na kolejne danie a potem znika z rachunkiem na 1000 lat. Gdzie mój Jeffs? Od lat lubiłam to miejsce i przy weekendowych śniadaniach omawialiśmy z przyjaciółmi mniej i bardziej ważne sprawy. W naszych rodzinach pojawiły się dzieci a JEFFS zapewniał plac zabaw i kredki. Po kawie z aromatem piernika spacerowaliśmy po Polach Mokotowskich a nowi znajomi robili sobie zdjęcia przy firmowym aucie.

Cóż… czas poszukać innego miejsca.

PIKNIK „Uwolnij podręcznik” w ogrodzie BIBLIOTEKI UNIWERSYTETU WARSZAWSKIEGO

Akcja „Uwolnij podręcznik” trochę nas zaskoczyła, ale sympatyczne powitanie i balony przekonały małego turystę do zabawy. Szymek rzucał podręcznikami, rysował marzenia, losował pytania. Wszędzie towarzyszył mu PLECAK – rybka, który odkrył na nowo, po kilku miesiącach leżakowania w szafie.

Organizatorzy akcji zadbali o piknikowe koce, zdrowe przekąski i słodycze, balony, pieczątki. Pogoda zachęcała do odpoczynku i zabawy.

Nawet galeria handlowa zaskoczyła nas „przedstawieniem”. Nie jestem fanką spacerów po takich obiektach, ale czasem trzeba coś kupić. EGURROLA dance KIDS   zachęcało maluchy, a właściwie ich rodziców, do zajęć tanecznych dla dzieci. Szymek zasiadł w trzecim rzędzie (oczywiście z plecakiem!) i dobrze się bawił.

CZERWONY WIEPRZ

Co za odmiana, po porannych kulinarnych męczarniach. Pyszne jedzenie, ciekawe wnętrze, kącik dla dzieci, mili kelnerzy. Ochy i achy na całego. Jedyny minus to para przy sąsiednim stoliku rodem z Prószkowa (przepraszam wszystkich mieszkańców Prószkowa za to porównanie :) ) On – pan z siłowni z tysiącem tatuaży. Ona – pani z treską, sztucznymi rzęsami i spódnicą ledwie zakrywającą zgrabną pupę. Do tego maluch w wieku Szymka, który właściwie siedział przy naszym stoliku. Sprawdzał, co mam na talerzu i w torebce. Nic nie mówił, chodził w pieluszce i jadł frytki. Tyle świetnych dań w karcie dla maluchów a zafundowali mu frytki…

Polecam CZERWONY WIEPRZ

Wróciliśmy do domu koło 18tej. Misiek padł i obudził się dopiero rano. Otworzył oko i zapytał kiedy pójdziemy do „lula lula” :)